Łączna liczba wyświetleń

Translate

niedziela, 25 września 2011

ME 2011 ciąg dalszy

Potrzebowałam całego tygodnia, by po urlopie "zaskoczyć" w codzienność. Niestety emocje już trochę opadły i opisywanie moich przeżyć nie będzie tak żywiołowe. Było super. Przejechaliśmy 2865 km (nie licząc poruszania się wewnątrz miast). Podróż zaczęliśmy od Zabrza. Tam odwiedziny rodziny i przyjaciół. Czas tak szybko zleciał, że nawet się nie spostrzegliśmy, a już trzeba było do Pragi. Bilety już od czerwca czekały, hotel zatezerwowany. Z głową wolną od niepotrzebnych myśli dojechaliśmy szczęśliwie. Nasi znajomi z Jastrzębia już na nas czekali. Moja brzydsza połowa dostała w prezencie koszulkę Jastrzębskiego Węgla. Tak tryskał szczęściem

Wieczór spędziliśmy na kręglach. Następnego dnia wypad na Pragę.



Praga jest piękna, ale na mój gust, stanowczo za dużo tam ludzi. Nie lubię tłumów. A na moście Karola wyglądało jak na jarmarku. Koszmar. Czułam się nieco zagubiona


Trzeba było coś zjeść, by nabrać energii na mecz. Znalazłam fajną knajpkę na uboczu, gdzie menu obejmowało potrawy, na które mogłam sobie pozwolić na dukanowej diecie. Bardzo smaczny kurczaczek z grilla. Mniam... Nie dość, że pysznie, to jeszcze bardzo ciekawy wystrój knajpki godny polecenia. Na suficie znajdowały się takie oto okazy

Potem już tylko mecze. Bardzo mnie zasmuciŁ fakt, że nie można było na halę wnosić profesjonalnych aparatów fotograficznych : (  Jestem posiadaczką lustrzanki Olympus, więc zdjęcia mogłam robić tylko telefonem.
 Najpierw Niemcy. Na ten mecz czekałam. Wygraliśmy 3:1. Potem przegrane mecze z Bułgarią i Słowacją. Z trzeciego miejsca wyszliśmy z grupy, a Niemcy niestety po trzech spotkaniach musieli wracać do domu. Widocznie słabo kibicowałam
Następnym celem naszej podróży były Karlowe Wary. Piękne miasto uzdrowiskowe opanowane w całości przez Rosjan. Czasami miałam wrażenie, że to rosyjska kolonia.Mieliśmy jeden dzień na zwiedzanie miasta.









Tak naszą ekipę złapali dziennikarze i umieścili w necie
W Karlowych siatkarze wywalczyli półfinał. Po ostatniej piłce wszyscy wołaliśmy "jedziemy do Wiednia".
 I tak, jak obiecywaliśmy, wybraliśmy się na podbój austiackiej stolicy. Nie było dużo czasu na zwiedzanie, a hotel mieliśmy daleko od centrum. Tak więc cały pobyt w Wiedniu poświęciłam swojej największej pasji.




W Wiedniu przegrany necz z Włochami trochę popsuł nam humory, ale zy to mały finał z Rosją dostarczył niesamiowitych emocji. Co będę pisać, zobaczcie sami ostatnie sześć minut tego spotkania
Został tylko jeden mecz. Ten najważniejszy. O finał. Serbia : Włochy. Fantastyczny mecz. A po nim - dekoracja. Fjnie było zobaczyć swoich ulubieńców na podium. I co z tego, że na najniższym stopniu. Tylko prawdziwi kibice wierzyli w nich.
Nie było nam dane oblewać z siatkarzami brązu, bo musieliśmy wracać do domu. Urlop dobiegł końca. Po długiej, męczącej jeździe, dotarliśmy w końcu do domu. A moja robótka spędziła całe dwa tygodnie w bagażniku auta. Nawet nie wiem po co brałam ją ze sobą. Cieszy mnie, że udało mi się przestrzegać zasad diety i przez czas urlopu udało mi się pozbyć 3 kg.
I to by było na tyle...

2 komentarze:

  1. Ale fajna relacja i fotki :) Troszkę zazdroszczę Ci, że mogłaś w tej imprezie uczestniczyć z bliska - ja musiałam zadowolić się jedynie przekazem telewizyjnym ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach Bean. Cały rok czekałam na ten urlop i absolutnie nie żałuję. Było fantastycznie. W niedzielę po meczu płakałam jak małe dziecko. Szkoda tylko, że nie mogłam wziąć udziału w imprezie kończącej mistrzoatwa.
    Następne mistrzostwa Europy odbędą się w Polsce i Danii. Tak więc do zobaczenia za dwa lata

    OdpowiedzUsuń